poniedziałek, 21 listopada 2016

Orkiestra gra, bal trwa – a my toniemy!



      Orkiestra gra, a bal trwa dalej… Nie, to nie Tytanic, to statek „IV RP”, który dumnie pod banderą Lepszego sortu przemierza morza i oceany. Statek, na którym rok temu zmieniło się kierownictwo i po latach rządów zdrajców i sprzedawczyków wreszcie rządzą prawdziwi patrioci!
       Na czele statku stoi admirał Duduś, zwany „marionetką”. Panią kapitanową jest niejaka Broszka, zwana „kłamczuchą”. Jest i pomazaniec rodu Morawiecki, który zarządza wszystkimi dobrami okrętu. Ale i tak wszyscy na statku wiedzą, że rządzi nim Yaro – zbawiciel, odkupiciel w jednej postaci o mocach nadprzyrodzonych! Twórca ponad tysiącletniej historii okrętu, wszechwiedzący wszystko i decydujący o wszystkim. To on decyduję o kursie okrętu i nocami lubuje się w wymyślaniu najprzedniejszych pomysłów, wszystko to dla dobra pasażerów, a szczególnie tych spod znaku lepszego sortu.
    Do pomocy kierownictwo okrętu ma Antka, który stojąc na czele ochotniczych służb porządkowych, ubranych w charakterystycznie brunatne koszule z rodłem na ramieniu pilnuje, by statkowi nie zagrozili żadni piraci. Owi dzielni chłopcy patrolują pokład statku mając prawo użyć siły wobec innych pasażerów, a szczególnie wobec tych, którzy po prostu im się nie podobają lub mają inne zdanie niż najważniejszy z najważniejszych – czyli Yaro. Obok Antka jest Pan Zbyszek, który jako ostatni sprawiedliwy dba, by nieład na okręcie był uznany za prawny porządek. Nad wszystkim czuwa Ojciec Dyrektor którego kajuta jest największa i opływa w dobrodziejstwa, których zliczyć nie można. Słynna Bursztynowa Komnata to maleńkie bogactwo wobec tego co ma Ojciec Dyrektor i czarna klika go popierająca. Wszystko w złocie, platynie i kruszcach najdroższych. A co najbardziej zabawne, owemu Ojcowi zawsze jest mało i zawsze podkreśla, jak biednie mu żyć w tych olśniewających kajutach.
       Do końca nie wiadomo kto trzyma ster, ale statek radośnie pokonuje kolejne morskie przeszkody. Na początku, nad prawidłowym kursem czuwał Trybunał Morski z bosmanem Rzeplikiem, ale po wielu miesiącach starań stracił on możliwość kontroli, czy statek płynie prawidłowo. Czasami tylko słychać głosy, że w oddali, na horyzoncie widać górę lodową, ale tym się kompletnie nikt nie przejmuje. Yaro i lepszy sort powtarza jak mantrę, że nie po to wstaliśmy z kolan, by się teraz bać jakiś gór lodowych. Nie musimy zawijać do żadnych zachodnich portów, bo my jako dumny i wybrany przez Stwórcę naród, co najwyżej możemy łaskawie innych uczyć jak jeść widelcem lub co to demokracja. Nasz kurs w tej chwili to wschód. Co tam, że Białoruś nie ma połączenia z morzem, a Chiny daleko – dla nad potomków zwycięzców bitwy pod Grunwaldem, odsieczy pod Wiedniem czy cudu nad Wisłą nie ma rzeczy, której byśmy nie pokonali. Już o to zadba nasz prezes wszystkich prezesów – wspomniany Yaro. Miał on kiedyś brata, jednak „poległ” on na jednej z wschodnich wysp pełnej dzikich tubylców, niefortunnie zderzając się z palmą. Stał się przez to męczennikiem, jedynym słusznym bohaterem narodowym lepszego sortu. To on przyjął chrzest, jednoczył kraj po rozbiciu dzielnicowym, odzyskał niepodległość po rozbiorach i stworzył „S”!. Wszyscy inni wielcy, żyjący przed nim zostali wykreśleni z podręczników „histerii (historii) narodowej”. Więc Yaro wraz z bratem stali się legendami, założycielami tego zacnego rodu dumnych Słowian spod znaku Lecha.
        Orkiestra gra, bal na okręcie trwa w najlepsze. Dobra znajdujące się we władaniu lepszego sortu są rozdawane pasażerom. Nie ważne, że rejs może trwać długo, a zapasów mało. Ważne, by pasażerowi bawili się w najlepsze teraz. Po co pracować, by powiększać zapasy, skrócimy czas pracy! Dajmy ludziom co chcą, dajmy im igrzyska i zabawę zamiast chleba. A kto będzie zgłaszał uwagi, to brunatni chłopcy Antka załatwią sprawę i zdrajców za burtę wywalą. A wszyscy, którzy nie przysięgną wierności lepszemu sortowi również będą deportowani za burtę.
         Statek pruje dumnie ku swemu przeznaczeniu. Sygnały ostrzegawcze o zagrożeniu górą lodową są lekceważone, bo wybranemu narodowi nie może nic złego się stać. A poza tym, te ostrzeżenia to spisek Admirała Donalda T. który będąc na usługach obcych mocarstw okazał się zdrajcą. Ale na dolnych pokładach statku można także spotkać przedstawicieli gorszego sortu. Ale nowoczesny Sfetru i platformerski Grześ bardziej lubią „solówki” ze sobą niż współpracę, a Yaro patrząc na owych dwóch dżentelmenów tylko rubasznie się z nich chichocze. Czasami po pokładzie w formie protestu przespaceruje się Mateusz z Kijków stojący na czele ruchu cyklistów, wegetarian i zdrajców, ale i ten ruch po początkowych sukcesach w marszach po pokładzie pogrążył się w wewnętrznych polemikach, na temat jak i gdzie płynąć.
          Tymczasem okręt Lepszego sortu wyraźnie przyśpiesza i pędzi ku spotkaniu z górą lodową. Za ster trzyma sekta ślepo wpatrzona w swojego zbawiciela Yaro. ON nie przejmując się tym wszystkim karze orkiestrze grać jeszcze głośniej i ku trosce wielu zabawa trwa w najlepsze. Przecież nie po to dumny naród powstał z kolan, by się bał jakiejś tam góry lodowej. Nikt nie przeszkodzi w realizacji misji zmiany wszystkiego! Yaro powtarza, że nie po to wygraliśmy z Krzyżakami, Rosjanami czy innymi wrogami byśmy musieli teraz drżeć z trwogi przed jakąś tam górą lodową!
          Nagle statek uderza w górę lodową,  jego zderzenie przypomina tragedię z Titanica. Orkiestra gra dalej, bal trwa w najlepsze! Po co szykować akcję ratowniczą, nic nam się nie stanie – zaklina rzeczywistość sekta lepszego sortu. Bawimy się dalej. Yaro przy okazji tłumaczy wszystkim, że ta góra lodowa to spisek Admirała T. i jego zdrajców na statku. I nawet jak okręt zacznie tonąć, to Yaro będzie mówił wszem i wobec, że to nieprawda, bo to gorszy sort kłamstwem i manipulacją przedstawia szczęście ludzi na statku jako tonących. A gdy w końcu statek będzie znikał pod wodą, z jego mostka zostanie nadana ostatnia depesza, której adresatem będzie władca Kremla: „Towarzyszu Władimir, meldujemy wykonanie zadania, Yaro i Antek”.

PS. Podobieństwo do osób w rzeczywistości jak najbardziej wskazane

czwartek, 3 listopada 2016

Taksówka za 4000 zł, czyli jak PIS upokarza ludzi.



         W ostatnim czasie Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło początek programu „Za życiem”. Jego celem jest zachęta rodziców, a szczególnie matek do rodzenia dzieci niepełnosprawnych, ciężko chorych lub skazanych na śmierć zaraz po urodzeniu. PIS rozpoczęło program od obietnicy dania 4000 jednorazowej pomocy oraz bardzo mglistych obietnic, że jeszcze coś wymyślą. Znając chęć do składania obietnic przez tą partię, obiecają przysłowiowe „gruszki na wierzbie” niż wprowadzą w życie realny program pomocy dla rodziców, którzy znajdą się w tak dramatycznej sytuacji jak świadomość, że ich dziecko urodzi się ciężko chore lub będzie żyło tylko parę godzin po przyjściu na świat. Na razie PIS daje jałmużnę w wysokości 4000 zł, co traktuję jako upokarzający gest.
       Przyznaję sobie prawo wyrażenia opinii w tym bardzo trudnym temacie, jako ojciec niepełnosprawnej 10letniej córki, która od urodzenia musi się zmagać ze swoją wadą każdego dnia. Jej niepełnosprawność jest na tyle głęboka, że będzie jej towarzyszyć do końca życia i ma wpływ na funkcjonowania całej rodziny. Przez swój krótki żywot przeszła 9 operacji, jest dzielną dziewczynką, z której jestem dumny jako tata. Cieszę się, że mimo swojej niepełnosprawności toczy w miarę normalne życie. Wiem też, że są dzieci, których niepełnosprawność jest na wiele gorszym poziomie i jestem pełen świadomości, z jakimi tragediami wiążę się opieka nad nimi dla rodziców. I jakie trudne decyzje muszą rodzice podejmować, zarówno podczas ciąży jak już po urodzeniu.
Jestem wściekły jak Jarosław Kaczyński, facet bez krzty empatii mówi o „dzieciach zdeformowanych”, śmiertelnie chorych. Co ten facet może wiedzieć, jak może używać tak brutalnego języka? Jakim trzeba być perfidnym człowiekiem, by móc takie słowa kierować do rodziców, którzy przeżywają swoje największe tragedie w życiu, gdy widzą swoje niepełnosprawne dzieci lub umierające, odchodzące z tego świata zaraz po urodzeniu? I jeszcze się dowiaduję, że PIS wycenia te nieszczęścia na jednorazową pomoc w wysokości 4000 zł?! Żałosne są słowa min. Rafalskiej, która mówi, że ci rodzice w tych ciężkich chwilach te pieniądze potrzebują na taksówkę! Gdy słyszę te wszystkie frazesy, obietnice i bezczelne sformułowania z ust polityków Prawa i Sprawiedliwości ogarnia mnie złość i wściekłość. Do tego jeszcze dorzucają wątek religijny, mówiąc że czynią to dla chwały Boga i wiary. Wychodzi na mównicę taki Kaczyński, mówi o rodzinie i dzieciach (choć nigdy nie był ojcem i mężem!), poucza, obraża, używa języka brutalnego, a do tego wyciera sobie usta wiarą katolicką. Ten facet nie ma z tym nic wspólnego. Nie ma prawa powoływać się na Boga i zmuszać ludzi do podejmowania decyzji wbrew swojej woli. Zarówno ludzie wierzący i niewierzący, matki i ojcowie, mają prawo podejmować decyzje za życiem czy innym rozwiązaniem. Nikt, nie ma prawa narzucać im swojej woli, szczególnie facet, który nie ma nic wspólnego z uczuciami o których tu piszę.
Starałem się dokładnie przeanalizować projekt pomysłu świadczenia 4000 zł, wpisanego w projekt „Za życiem”. Czytałem wiele komentarzy i analiz na temat zalążku tego programu. Jak pisałem we wstępie, nie wierzę, że PIS opracuje realny program pomocowy, będzie raczej opierał się na haśle kilkutysięcznej pomocy. Spotkałem się ze skrajnymi stwierdzeniami (z którymi można się nie zgadzać), takimi jak te, że owe 4000 zł wystarczą akurat za chrzest i pogrzeb, by Kościół swoje zarobił. Były także głosy, że każda pomoc to krok w dobrym kierunku. Ja uważam, że rozdawnictwo pieniędzy nie jest dobrym rozwiązaniem. Jednorazowym świadczeniem, nie zastąpimy kompleksowej pomocy rodzicom i ich chorym dzieciom. Ja jednak boję się innej rzeczy. Jestem pełen obaw, że deklaracja pisowskiego rządu, że każda matka otrzyma pieniądze za urodzenie niepełnosprawnego dziecka, spotka to się ze stworzeniem mechanizmu zarobkowego dla rodzin patologicznych. Nie trudno sobie wyobrazić sytuację, gdzie kobiety z marginesu społecznego będą zachodzić w ciążę, potem, pić, palić lub ćpać podczas niej, nie zwracając uwagi na zdrowie dziecka po to tylko by po urodzeniu zainkasować obiecane pieniądze, a potem to dziecko oddać lub porzucić. PIS zaraz będzie krzyczeć, że takiego ryzyka nie ma, ale widząc co się dzieje wokół, jakie informacje dochodzą z mediów o patologicznych rodzinach, nie mam wątpliwości, że znajdą się tacy, którzy będą chcieli pomysł PIS wykorzystać jako źródło dochodu.
Jest jeszcze jeden aspekt podejścia do niepełnosprawności dzieci, charakterystyczny dla Prawa i Sprawiedliwości. Nie boję się postawić tezy, że ta partia chce walczyć z faktem, iż niepełnosprawność staje się publicznym tematem. Uważam, że PIS chce obraz ciężko chorych dzieci schować, a najlepiej zamknąć go w czterech ścianach rodzinnego domu. Od wielu miesięcy różni ministrowie, posłowie i czołowi politycy tej partii z pogardą mówią o niepełnosprawnych dzieciach. Przypomnę tylko słowa Wiceminister edukacji o tym, by niepełnosprawne dzieci nie uczyły się we wspólnych klasach ze zdrowymi dziećmi, bo to źle wpływa na ich rozwój. Jest szereg wypowiedzi, które mają na celu spychanie tych osób na margines społeczny, jakby tego trudnego tematu nie było lub też miał małe znaczenie społeczne. Już kiedyś w historii, była taka ideologia, która osoby niepełnosprawne marginalizowała i segregowała od reszty zdrowego społeczeństwa. Tak postępowali faszyści, zdrowa rasa panów. I jak słyszę Kaczyńskiego i pisowskie elity, od razu sobie to przypominam. Bo czym się różnią pochwały dla dzielnych, zdrowych, chłopców z ONR z poniżającymi wypowiedziami na temat „zdeformowanych dzieci” od idei faszyzmu?